ok
Informacje z RESMANA
Podaj swój adres e-mail
ok
    Ilość odwiedzin na stronie: 11972679
Opinia
Jak często załatwiasz sprawy i zakupy drogą internetową
Regionalna Sieć Szerokopasmowa Aglomeracji Rzeszowskiej
Aktualności
Samorządy wypróbowanym sprzymierzeńcem Prezesa UKE Anny Streżyńskiej
2007-12-29
Podzieli pani w 2008 r. Telekomunikację Polską?

Anna Streżyńska: To jeszcze nie jest pewne. Decyzję podejmę w połowie roku, po całej serii analiz. Instynkt podpowiada mi, że podział TP SA byłby dobrym rozwiązaniem. Im dłużej się przyglądam ich działaniom, tym mniej mam wątpliwości. Wystarczy spojrzeć na utrudnienia i dyskryminację stosowaną wobec operatorów alternatywnych. Coraz trudniej dostać się im do kanalizacji kablowej, nikomu poza Netią jeszcze nie udało się podłączyć do tzw. pętli lokalnej, choć taka możliwość teoretycznie istnieje od kilku miesięcy [daje to operatorom alternatywnym możliwość zaoferowania klientowi dowolnej usługi telekomunikacyjnej, np. internetu o szybkości nawet 24 Mb/s]. Dwóch operatorów poskarżyło się, że mają umowy, a nie udało się im się jeszcze podłączyć klientów z winy TP.



Zmieni to podział operatora na część zajmującą się współpracą z innymi operatorami i detaliczną - sprzedającą usługi klientom końcowym?

- Niewątpliwie. Idea dzielenia polega na tym, że jednostka, która miałaby się zająć zarządzaniem infrastrukturą, będzie zainteresowana sprawnym udostępnianiem łączy, sprawnym podłączaniem pętli lokalnych, bo będzie na tym zarabiać. Będzie się dwoić i troić, aby sprzedać infrastrukturę, aby znaleźć jednak wolne miejsce w kanalizacji kablowej. Nad tym, aby spółka działała właśnie w taki sposób, pieczę sprawować będzie oczywiście regulator.



Na razie jednak pojawiają się wątpliwości, czy polskie prawo pozwala na podział.

- Ministerstwo Infrastruktury zleciło analizę prawną. Przepisy dziś obowiązujące są mało konkretne, nie mówią wprost o funkcjonalnej separacji, jednak umożliwiają zastosowanie niewymienionych w ustawie środków regulacyjnych, a zatem zezwalają także na "podział".



Przeciwko podziałowi wystąpili związkowcy z Grupy TP, obawiając się zwolnień.

- Paradoksalnie, związkowcy powinni być w tej sprawie naszym sprzymierzeńcem. Podział nie wiąże się bowiem ze zwolnieniami. Wręcz przeciwnie. Dostałam list od mojego odpowiednika w Nowej Zelandii, gdzie odbywa się teraz separacja operatora. Z jego doświadczenia wynika, że po podziale potrzeba więcej osób zajmujących się obsługą techniczną sieci. Gdy pojawi się osobna spółka, której będzie zależeć na zarabianiu na infrastrukturze, to ich wiedza będzie nieoceniona. To oni wiedzą, gdzie kanalizacja kablowa jest zapchana i nic się nie da już wcisnąć, a gdzie jest wolne miejsce. A nie jakiś "biały kołnierzyk", który siedzi w biurowcu i nigdy nie wchodził do studzienki. Ograniczanie liczby pracowników - szczególnie technicznych - jest wręcz sprzeczne z celem separacji operatora. Również w firmach współpracujących z TP pracownicy obsługi sieci będą w coraz większej cenie. Teraz wolą wyjeżdżać za granicę.



Co jeszcze UKE planuje zrobić w 2008 r.?

- Chcemy zająć się jakością usług. Wyegzekwować to, aby zapisy w umowach, które podpisują użytkownicy, odzwierciedlały to, co faktycznie się im oferuje. Bo jeżeli operator sprzedaje łącze o przepustowości 1 Mb/s, to może jeszcze można tolerować prędkości typu 600 czy 800 kb/s. Ale 130 kb/s - niewątpliwie już nie. A tak niedawno było w sieci TP SA, gdzie przez kilka tygodni jakość była dramatycznie niska. Sama miałam ten problem, a do Urzędu wpływało po kilkadziesiąt skarg dziennie.

Dziś trudno się kłócić przed sądem o to, kiedy mamy do czynienia z nienależytym świadczeniem usługi - czy już przy 800, 600, czy może dopiero przy 130 kb/s. Dlatego chcemy, aby umowy jasno określały, jakiej jakości ma być świadczona usługa.



Nie tylko górny, ale i dolny pułap?

- Tak. Klient musi mieć podany minimalny pułap. Dziś tak nie jest. Mamy skargi od ludzi, którzy kupili 6 Mb/s, a nawet nie osiągają 512 kb/s. Jedna bardzo uparta pani z bardzo małej miejscowości wysyła do nas co drugi dzień raporty z serwisu Speedtest [pozwala zmierzyć, jak szybki jest faktycznie nasz dostęp do internetu] i wynika z nich, że na sześciomegowym internecie nie osiąga ona nawet 144 kb/s, a więc tego, co w ogóle uznaje się za szerokopasmowy internet. Te problemy wymagają od operatora reakcji w postaci rozbudowy sieci i to się dzieje, ale klient oczekuje też, aby cena była adekwatna do usługi.


A w komórkach?

- Pewnie doskonale panowie wiedzą, jak to wygląda. W ciągu dnia bardzo dużo przemieszczam się po mieście. I jeszcze się nie zdarzyło, bym podczas podróży wykonała rozmowę w całości, bo albo sieć jest przeciążona, albo nie ma zasięgu. Podobnie w mojej gminie koło Podkowy Leśnej. Żeby mieć absolutną pewność, że moje połączenie nie zostanie przerwane, to nie tylko muszę wyjść z domu, ale nawet iść na sam koniec ogrodu. Bo tylko tam zasięg jest w miarę stabilny.



Tylko jak operatorów zmusić do poprawy jakości?

- Umieściliśmy już na naszej stronie listę lokalizacji masztów komórkowych. Operatorzy oczywiście zgodnie zaprotestowali, ale tych informacji nie zdjęliśmy. Chodziło o to, żeby ludzie mogli zobaczyć, gdzie są te maszty komórkowe, na które wydaliśmy pozwolenia, i czy realnie znajdują się w ich zasięgu. Bo bardzo często jeszcze po tylu latach mamy skargi, że ktoś kupił w salonie telefon komórkowy i zapewniano go, że jest u niego zasięg, a okazało się, że w ogóle nie ma tam masztu. Teraz można to sprawdzić.

To jeden z instrumentów wpływania na operatorów. Zbudowaliśmy też systemy oceny jakości w sieciach komórkowych i IP. Poza tym mamy wkrótce dostać od Instytutu Łączności projekt propozycji norm, jakie powinny obowiązywać we wszystkich sieciach, ale również propozycję sposobu egzekucji wymagań. Opublikowanie takiego wykazu norm rozpocznie proces normalizacji rynku. Tak jest w innych krajach - ogłasza się, jakie są przyzwoite standardy jakościowe i konkurencja sama to wymusza.



A jeśli nie?

- W obecnym stanie prawnym to, co sprawdzimy, może być wyłącznie materiałem pomocniczym do naszych postępowań mediacyjnych z operatorami albo posłużyć jako materiał dowodowy przed sądem. Moim marzeniem jest jednak przekazanie regulatorowi uprawnień do rozstrzygania niektórych sporów. To przyspieszyłoby wiele postępowań, bo rozstrzyganie wszystkich konfliktów w sądach ma tę wadę, że się wlecze, bo sądy są sparaliżowane liczbą spraw. Nie wiem jednak, czy uda się zwiększyć kompetencje Urzędu. Poprzednią ekipę rządzącą udało się do tego pomysłu przekonać, ale jak będzie z obecną, tego nie wiem.



Problemy z jakością pojawiają się tam, gdzie w ogóle jest usługa. Wciąż jednak mamy w Polsce miejsca, do których np. szerokopasmowy internet nie dociera. A jest szansa, aby nawet mieszkańcy małych wiosek taki dostęp otrzymali.

- To prawda. Na walkę z tzw. wykluczeniem cyfrowym Unia Europejska daje nam naprawdę duże pieniądze. Jeżeli się to wszystko dobrze zgra w czasie, podpowie samorządom, jak można realizować tego typu programy, aby nie zostali z tym osamotnieni, to można zrobić fantastyczną rzecz. Są pieniądze na budowę dostępu w miejscach, gdzie operatorom nie opłacało się dotąd inwestować. Na samo wsparcie najuboższych gospodarstw domowych, by i one mogły korzystać z internetu, jest 300 mln euro - przez trzy lata z tych pieniędzy ma być finansowana usługa telekomunikacyjna, komputery, szkolenia oraz techniczne wsparcie w przypadku kłopotów.

Żeby samorządy "poczuły bluesa", zrozumiały, jak bardzo to ważne, od roku jeżdżę na spotkania z marszałkami, starostami i do poszczególnych gmin.



I gminy czują bluesa?

- To, jak samorządy się uaktywniły w staraniach o szerokopasmowy internet, jest nieporównywalne z czymkolwiek na świecie.

U nas to prawdziwa fala. Zainteresowanie samorządów skupia się i na przetargu organizowanym przez UKE na WiMax, i na inwestycjach przewodowych, wciąż mówi się o e-urzędach, pieniądzach z Unii. Tak jak wójt w Przesmykach - tam jest program "E-sołtys" do elektronicznej wymiany dokumentów, a przy okazji powstała sieć telekomunikacyjna [dzięki telefonii internetowej rozmowy między gminnymi urzędami i sołectwami są za darmo].



I tak w całej Polsce? Przecież nie wszystkie gminy mają takich wójtów jak Przesmyki. W niektórych trudno się doprosić o kanalizację, a co dopiero internet.

- Są oczywiście takie regiony, które nie są niczym zainteresowane. Jednak pomału zaczynamy się do nich przebijać, poza tym samorządowcy wzajemnie przekazują sobie doświadczenia.

Całkowicie zaskoczyła mnie Suwalszczyzna - tam jest głównie biznes mleczarski, ale innowacyjność dotyczy także przemysłów tradycyjnych. Samorządowcy powołali agencję rozwoju regionu, razem z Litwą należą do Euroregionu Niemen, widzą korzyści ze współpracy telekomunikacyjnej z sąsiadami. I zauważyli, że nowe rozwiązania instytucjonalne są pożyteczne, ale by były naprawdę skuteczne, muszą być podpięte do szerokopasmowego internetu. Podłączeni muszą być także miejscowi obywatele i przedsiębiorcy. I samorządowcy mówią: Trzeba zrobić szerokopasmowy internet.

Wójtowie są tak obkuci z telekomunikacji, tak mnie ciągną za język, że muszę wozić ze sobą fachowców, bo ogólnikami się nie wykpię.

Jest nie tylko Suwalszczyzna. Jest i Podkarpacie, północny subregion na Śląsku, Dolnośląskie czy Wielkopolska - Września, Konin, Zachodniopomorskie i Lubuskie - zapalone w nieprawdopodobny sposób do telekomunikacji. Co chwilę się przypominają, popędzają, aby zrobić przetarg, bo oni chcą, oni mają pieniądze, oni mają koncepcje. Podobnie małe gminy i miasteczka.

I to jest dla mnie niesamowite uczucie, kiedy spotykam właśnie takich "misjonarzy", zaskakująco profesjonalnych w telekomunikacji. Takich, którym się naprawdę chce.

Więcej...
wstecz

Ankieta
Czy posiadasz numer telefonu internetowego?
projekt i realizacja: ideo start wstecz do góry